ja słyszę dobrze; las także smutny i pewno stary; ale jakie są kwiaty i niebo, tego wcale nie wiem.
Mary tłumaczyła jej, jak mogła, ale dziecko kończyło zwykle:
— Nie rozumiem, Mary, moja słodka, nie rozumiem.
Po chwili jednak dodawała:
— Ale tu jest bardzo dobrze.
Jakoż było dobrze. Wątłe jej piersi odżywiało powietrze balsamiczne, a suche i ciepłe, którego łagodny powiew całował twarz dziewczynki; zdala dochodziły monotonne, ale dźwięczne śpiewy murzynów, których doglądał jej ojciec... Wierzby szeptały coś słodko między liśćmi, roje wielkich błękitnych motylów unosiły się nad dwiema jasnemi głowami kobiet.
Ach! żebyś ty to wszystko mogła widzieć, Nelly! — mówiła Mary.
— Nie smuć się — odpowiedziało dziecko. — Ja myślę, że ty to widzisz i jest mi bardzo dobrze.
Mary przyciskała wówczas swoje różane usta do bladego czoła dziewczynki. Ten spokój i szczęście, któremi oddychała cała okolica, upajały ją poprostu.
Jednostajność życia mogła ją znudzić, ale kiedyś dopiero. Obecnie wszystko dla niej było nowem, nieznanem i wszystko odkrywała sama, a odkrywanie to stanowiło niewymowną rozkosz dla jej duszy, przesyconej cokolwiek tem, co może dać świat ucywilizowany i towarzyski. Do tego zbyt
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.