Całą zmianę stanowiło to, że w miarę jak, poznając okolicę, Mary ośmielała się stopniowo, wycieczki jej myśliwskie stawały się coraz dalsze.
Nie spotykała nigdy nic niebezpiecznego, raz jednak wróciła z lasu niespokojna: zdawało się jej, że ją ktoś śledził.
Niepokój jej wzrósł znacznie, gdy następnego dnia, o dziesięć mil angielskich, poniżej strumienia, nad małem jeziorkiem leśnem, przez który strumień przepływał, odkryła szałas. Szałas był świeżo sklecony z giętkich gałęzi wierzbowych, pokrytych na wierzchu kawałkiem pitsburskiego płótna. Obok szałasu dymiło jeszcze świeżo zasypane ognisko.
Gdyby nie płótno, możnaby przypuszczać, że szałas był indyjskim wigwamem, dyle bowiem wierzbowe zatknięte były i wiązane na sposób indyjski. Ale i płótno i wyciski podkutych trzewików świadczyły, że w tem leśnem ustroniu chronił się człowiek biały.
Mary po chwili wahania weszła do środka. Obecność baby dodawała jej odwagi.
W środku nie było nikogo. Na mchach leżała tylko widocznie niedawno zdarta skóra niedźwiedzia, którą baby obwąchiwał ze zdziwieniem i niepokojem.
W kraju, do którego chronili się rozbójnicy całego świata, ważną było rzeczą wiedzieć, kto żyje w sąsiedztwie, zwłaszcza jeżeli ten ktoś krył się widocznie.
Mary też postanowiła za powrotem wysłać na
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.