Resztki gorączki walczyły przez czas jakiś na jego twarzy ze świadomą myślą, potem twarz ta wyjaśniła się, a blade usta wyszeptały:
— I beg your pardon, miss!...
— Jak się czujesz, sir? — spytały Mary.
— Bardzo dobrze. Jestem szczęśliwy...
Po chwili zaczął mówić szybko, jakby gorączkowo:
— Pani mnie nie poznaje? Jestem Rows. Nie mam szczęścia do niedźwiedzi. Pierwszego dnia chciał mnie udusić twój baby... potem ten.... ale wtedy pani mnie uratowałaś... I pamiętam, żeś mi podała rękę. Potem nie mogłem wysiedzieć w mieście... Mieszkam w szałasie przy Miror-lake. W lesie jest bardzo dobrze... Ale nie chodź sama, miss Mary... Indjanie także się włóczą... Powiedziałem sobie: będę pilnował i...
— Uratowałeś mi życie...
— Nie mów pani o tem...
Wyzdrowienie przychodziło łatwiej, niż przewidywał doktór. Rows był młody i bardzo silny, a choć przez dłuższy czas nie mógł się poruszać, niebezpieczeństwo mijało szybko... Mary całe dnie spędzała u wezgłowia rannego, bądź czytając mu Biblję, bądź rozmawiając z nim... Rows wówczas spowiadał jej się ze wszystkich myśli...
— Wolę być w lesie, niż kopać, — mówił... Gdy się żyje w lesie, to kopanie wydaje się i złe i głupie. Co mi z tego... Kopacze piją i zabijają się, a nad lasem jest Bóg, a także złoto tam na-
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.