ludźmi nie... Beg your pardon!... Tak przecie głupi nie jestem, żebym nie rozumiał tych prostych rzeczy: pani jest, jak inny człowiek, który umie czytać książki i wie, co w nich napisano, a ja rozumiem się tylko na kopaniu i karabinie. Pani musiałabyś się wstydzić za moje prostactwo... Mówisz pani, że płacisz dług? O! Rows jest za uczciwy, by miał brać taką lichwę. Teraz mi jesteś wdzięczną, później przestałabyś nią być. Kto kocha, temu kochania wystarczy na całe życie, — ale wdzięczności... nie. O by God! gdybym się tylko uczył... gdybym nie potrzebował mówić sobie: Rows, mój chłopcze, jesteś dla niej za głupi... Nie — Mary, nie!...
Łzy popłynęły z oczu górnika. Zakrywszy twarz rękoma, siedział długo w milczeniu — potem znów ozwał się:
— Jaka pani dobra jesteś, Mary!... jaka dobra! Niech Bóg błogosławi tę rękę, którą chciałaś mi oddać... O! czemu nie jestem dżentelmanem ze Wschodu! Good bye, Mary!
Przycisnął jej ręce do ust i, powstawszy, udał się chwiejnym krokiem ku domowi...
Mary przez chwilę pozostała sama. I w jej oczach błyskały łzy... Kochała tego leśnego człowieka, ale zarazem czuła, że w słowach jego było dużo prawdy. Ona była istotą z innego świata — on z innego. Czy mogli być szczęśliwi, gdyby im przyszło żyć razem, życiem codziennem, — życiem
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.