Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

męża i żony?... A jednak on w prostocie swojej taki był zacny i szlachetny!...
Wstawszy, chciała iść za nim; tymczasem górnik ukazał się na werandzie w kapeluszu i już z karabinem w ręku...
— Gdzie idziesz, Henry? — spytała Mary...
— Do lasu... Wykopię moje złoto i pojadę na Wschód... uczyć się... Mam za co. Jestem bogaty. Pracowałem rękoma, będę pracował głową. Nie chcę być dłużej gburem leśnym, — chcę zostać oświeconym dżetelmanem, który rozumie, co mówi każda książka... Gdy się czegoś nauczę, — wrócę tu i wówczas... jeśli panią tu znajdę... to... pamiętaj, Mary...
— Wówczas może przestaniesz mnie kochać?...
— O Mary! Mary!...
Ostatnie słowa brzmiały nawpół jak wyrzut, nawpół jak modlitwa

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Rows oddalił się... Na wzgórzu między skałami raz jeszcze błysnęła lufa jego karabina i kapelusz zakołysał się na znak pożegnania w powietrzu — potem ciemna zieleń lasu zamknęła się za nim...


XIII.

Statek Ellen Monroe, który przywiózł do Kalifornji zapasy zboża, opuszczał właśnie pyszny bay dzisiejszego San Francisco, udając się zpowrotem naokoło Cane Horn do New-Yorku.