— Poznaję was, Ateńczycy, — rzekł — a zarazem przyznaję, że więcej nie mógłby mi sam Zeus ofiarować. Żaden z bogów nie odmówiłby ręki Ateny, a zwłaszcza Ateny Grodowładnej, — przeto i ja, wasz Dionizjusz, przyjmuję ją z radością.
— Dzięki ci, przyszły zwycięzco Partów! — zawołał archont-basileus.
I, podniósłszy dłoń, otworzył już usta, ażeby w obszerniejszem przemówieniu wyrazić całą wdzięczność, jaką były przejęte serca swatów, ale triumwir nie chciał słuchać dłużej. Był dotychczas na czczo, co nie wydawało mu się rzeczą przystojną, ani miłą. Może przytem miał dosyć Greków razem z ich wymową i pochlebstwami, więc wstał na znak, że przyjęcie skończone — i rzekł:
— Idźcie teraz, o Ateńczycy, oznajmić moją radość oblubienicy i ludowi, a na uczcie, jaką zamierzam wam wieczorem wyprawić, powiecie mi, w jaki sposób zamierzacie uświęcić moje gody weselne.
* | * | * |
Zatem swatowie, złożywszy Dionizjuszowi odpowiednie pokłony, dzięki i życzenia, udali się do domów swoich. Lecz zanim się rozeszli, przystanęli na agora i mówili jedni do drugich, kiwając ku sobie siwemi brodami:
— Oto się nazywa polityka! Niechże przeciwnicy nasi zdobędą się na podobną!
* | * | * |