Ale właśnie ten zbieg biedy domowej z niebezpieczeństwem z zewnątrz i ten przymus, któremu trzeba się było biernie poddać, były dla ich hardych dusz czemś jakby upokarzającem. Towarzystwo, w którem jechali, nie raziło ich w teorji bynajmniej, czuli jednakże, że między ich własną wewnętrzną egzaltacją, a tym napełniającym wagon ohydnym szwargotem, którego treścią mogły być tylko zyski pieniężne, leży przepaść. Odrapane i brudne wnętrze wagonu, mdłe światło okopconych olejnych lamp i duszna atmosfera, napełniały ich nawpół świadomem, ale gnębiącem poczuciem lichoty życia. Z tych wszystkich powodów noc zapowiadała im się męcząca i nieznośna. W tłoku, hałasie i zaduchu nie mogło być mowy o śnie. Poczęli więc rozmawiać o tem, co będą przez pół roku robili w Zawadzie, a w rozmowie tej gorycz splatała się z ironją. Stryj oto wymówił sobie, aby nie zawracali głowy ani jemu, ani ludziom, a jednak sam nie omieszka na pewno rozwieszać przed nimi rozmaitych spłowiałych chorągwi i jałowych ideałów. Na tę myśl rodził się w nich bunt niepohamowany i tem dokuczliwszy, że zarazem podobny jakby do wyrzutów sumienia, albowiem pamiętali, że takie same chorągwie rozwieszała ze łzami w oczach przed nimi ich matka. Że zaś kochali ją ogromnie, więc zdawało im się, że buntując się słusznie, buntują się jednakże przeciw tym łzom. I to była nowa niewypowiedziana gorycz. A prócz tego tylko ich mózgi pod wichrem nowych doktryn odjęły się
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —