Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

by Chopina mógł nazwać swoim uczniem. Fryderyk prowadził z tego powodu dość ożywioną korespondencję z Elsnerem, dawnym swoim nauczycielem w Warszawie. Rozumny i szlachetny mistrz patrzył niechętnem okiem na ten zamiar. Widocznie w duszy nie uznawał potrzeby lekcyj dla Chopina, a tymczasem pisał do niego, że w każdym razie czas trzyletni wydaje mu się za długim; że pociągnęłoby to za sobą przejęcie się metodą Kalkbrennera i utratę samodzielności. List jest rozumny, życzliwy i pełen frasunku. Widocznie Elsner wiedział, co ma myśleć o Fryderyku i umiał prawdziwie cenić jego genjusz. Fryderykowi jednakże źle się wiodło. Przez jakiś czas nosił się z myślą wyjazdu do Ameryki. Zniechęcał się coraz bardziej i, ponieważ nie był zamieszany w wypadki trzydziestego roku, postanowił wreszcie wracać do Warszawy. Był to krok desperacki, ale zgadzał się na niego i stary Chopin. Tymczasem zaszedł wypadek, który odrazu zmienił postać rzeczy. Na krótko przed wyjazdem spotkał się Fryderyk z księciem Walentym Radziwiłłem, który zaprosił go na wieczór do Rotszyldów. Chopin poszedł. Tu, gdy otoczyło go najświetniejsze towarzystwo paryskie, gdy znalazł się wśród kwiatów, świateł, przepychu i tej rozkosznej atmosfery, której tak potrzebowała ta wykwintna, egzotyczna roślina, odrazu znalazł się w swoim żywiole. Upoił się. Gdy na prośbę gospodyni zasiadł do fortepianu, oczarował tak dalece wszystkich, improwizował tak niezrównanie, że nikt nie wiedział,