Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

cie — podtrzymywała je i bierność charakteru. Polip opasywał go coraz silniej ramionami.
Początkowo jednak na chwilę tej miłości przypadła najświetniejsza epoka jego życia. Żył, jak gdyby w świecie olimpijskim i sam był w nim nieśmiertelnem bóstwem.
Liszt tak opisuje ten świat ówczesny chopinowski.
„Salonik, któryśmy wtedy, pamiętam, zdobywali, oświetlony był tylko od strony fortepianu... a z trzech stron pogrążony w cieniu — zdawał się wcale nie mieć krańców i przypierać niejako do tajemniczych zaświatowych przestrzeni. Tu i owdzie w półcieniu przebłyskiwał sprzęt jaki, niewyraźnie zarysowany, niby widziadło, przychodzące posłuchać dźwięków, które je z nicości do siebie przyzwały. Światło od fortepianu padało na posadzkę, ślizgając się po niej aż ku przygasającym na kominku błyskom, skąd promyki niekiedy pryskały, niby fale jaskrawe, a krępe, na podobieństwo gromów, zaciekawionych dobrze im znaną mową. Jedyny portret pianisty i serdecznego jego przyjaciela zdawał się tam raz na zawsze zaproszony na tę wspaniałą ucztę przypływu i odpływu dźwięków, to jęczących, to huczących, to wreszcie odbiegających gdzieś daleko, wpośród tej toni instrumentu, ponad którym był zawieszony. Błyszcząca zaś zwierciadła powierzchnia, dziwnie rozumnym w sobie trafem, powtarzała nam raz jeszcze w odbiciu tę twarz piękną, bujnemi otoczoną puklami...“