w zdrowiu jak najlepszem. Tymczasem ku wieczorowi drobny deszcz zaczął padać. Strumienie wezbrały, my zaś, wśród powodzi pogubiwszy obuwie, opuszczeni przez naszego furmana i narażeni na niesłychane niebezpieczeństwa, zaledwie zdołaliśmy w przeciągu sześciu godzin odbyć półtorej mili drogi. Nareszcze, koło północy, przybyliśmy do domu. To opóźnienie tem bardziej nas dręczyło, ile że wiedzieliśmy, w jakiej niespokojności nasz chory musi się znajdować. W samej rzeczy niespokojność ta była bardzo wielka, lecz już przeszła była w stan jakiejś apatycznej rozpaczy. Skoro nas spostrzegł wchodzących, powstał z krzykiem, cały zmieszany i dziwnym głosem zawołał: O! wiedziałem, że już nie żyjecie!
Przyszedłszy do siebie i przypatrzywszy się naszym postaciom, tudzież przemokłej a zniszczonej odzieży, rozchorował się na myśl niebezpieczeństw, jakie nam przed chwilą groziły. Wyznał, że czekając na nas, miał niby senne widzenie całej naszej podróży, że nie mogąc odróżnić tego widzenia od rzeczywistości, wpadł w pewien stan odurzenia i, grając na fortepianie, sądził, iż sam nie żyje. Zdawało mu się, że utonął i, leżąc na dnie jeziora, czuł zimne i ciężkie krople wody, spadające w takt na piersi jego; a gdym mu zwróciła uwagę na krople deszczu, miarowo na dach spadające, twierdził, że ich poprzednio wcale nie słyszał. Rozgniewał się nawet, gdym użyła wyrazu „harmonja naśladownicza““.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.