Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.
—  274  —

bietę o gorączkowej wyobraźni i rozszalałych zmysłach, a wyschłem sercu, uczuł dla niej nawet pogardę, — wówczas jeszcze nałóg przemagał. Nie miał siły zerwać, choć wkońcu ona aż nazbyt otwarcie dawała mu do poznania, że zerwać pragnie; kochała ona Chopina wielkiego, sławnego, młodszego od siebie, pełnego sił i fantazji — teraz ten schorowany, wybladły człowiek był tylko jej ciężarem. Rola siostry miłosierdzia i opiekunki umierającego, rola wiernej do grobu, która może miała dla niej początkowo jakieś powaby, znudziła się jej teraz. Wielki artysta nie umierał dość prędko. Doszło do tego, że napisała romans pod tytułem Lukrecja Florjani, w którym, odmalowawszy cały stosunek swój do Chopina, uczyniła z siebie ofiarę — z niego egoistę, wyzyskującego ofiarność.
Kartki — drukowane z romansu — umyślnie kładła na biurku Chopina, by czytał i poznawał siebie w bohaterze. Dzieci jej mawiały: „Czy pan wie, panie Chopin, że książę Karol to pan, a Lukrecja to mama“. — Chopin tak dalece już był wyczerpany, tak stracił wszelką energję, że i wówczas nie zerwał. — Ile wybuchów, ile przykrych scen odbyło się między nimi, łatwo przypuścić. Zerwanie nastąpiło dopiero, gdy Chopin oburzył się potwornem jej postępowaniem z córką. Odtąd raz się tylko widzieli. Na wieczorze u pani H., po długim już czasie rozłączenia, ona zbliżyła się ku niemu z twarzą pełną skruchy i pokory, a usta jej wyszeptały