„Autor wybrał przedmiot bardzo nienowy, ale obrobił go w sposób bardzo niezwykły“. Tak wyraził się jeden z recenzentów, który zresztą nie znalazł żadnych prawie plam na jasnem tle dramatu p. Okońskiego. Że kobieta piękna narażona jest na tysiące pokus, którym nie podlega brzydka, że, jeśli nie wszyscy, to wielu przeciw niej spiskuje, że wywiera więcej uroku, budzi więcej uczuć od innych, że wreszcie trudniej jej przejść przez życie nieskalaną, niż tym, którym szpetota dała list żelazny bezpieczeństwa, — to zaiste przedmiot nienowy, nawet bardzo nienowy; to teza, która nie potrzebuje dowodzenia, jest bowiem starą, jak świat, a przynajmniej, jak ludzie. Ale niechże mi będzie wolno stanąć w obronie p. Okońskiego. Pisarz, ubiegający się o oryginalność, pisarz, posiadający nietylko odwagę, ale i zuchwałość swych przekonań, które, jeśli są istotnie zuchwałe, to tem samem muszą czemś przeciwstawiać się zwykłym i ogólnie przyjętym, nie mógł, a przedewszystkiem nie chciałby — stawiać nawet w „niezwykły“ sposób tak oklepanej tezy.