bystry i genjalny lekarz, który jednym rzutem oka rozpoznawał chorobę i brał ją, jak atleta, za gardło, ale zbliżał się wyrozumiały mędrzec, filantrop, szczery i zacny przyjaciel. I chory czuł to, że przychodzi do niego nietylko zimna wiedza, ale zarazem i bliźnia dusza, że mu daje współczucie, nie poczerpnięte z doktryny, ale z gorącego serca — i krzepił się i nabierał otuchy i odzyskiwał ochotę do życia.
W ostatnich czasach Chałubiński, sam już cierpiący i chory bez nadziei, zajmował się zawsze więcej cierpieniem innych, niż własnem. Miałem tego przykład jeszcze przed kilku miesiącami, gdy dzieci moje chorowały w Zakopanem. Chałubiński zapadł wówczas na zapalenie płuc — i tylko istotnie niesłychane wysiłki doktorów Baranowskiego i Kruszyńskiego zdołały przywrócić go do życia, a raczej przedłużyć je na kilka miesięcy. Otóż, leżąc niemal na łożu śmierci, składał jeszcze prawdziwe konsylja z tymi lekarzami nad chorobą mego chłopca. Cóż dziwnego, że mi to wspomnienie wkłada pióro do ręki? Takich rzeczy nie zapomina się nigdy.
I trudno mi pogodzić się z myślą, że to mieszkanie prawdziwego filozofa dobroczynnego, że ten dom w Zakopanem, otoczony lasem smereków, będzie stał odtąd pustką, że tam ten dobry i słodki mędrzec nie podniesie się już z uprzejmym uśmiechem na powitanie gościa — że przestało już bić to serce, w ludziach rozkochane — ta dusza gorąca,
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.