Lecz co jeszcze stanowiło największą szczególność tej istotnie niepospolitej organizacji duchowej i na co nigdy nie można położyć dostatecznego nacisku, oto, o czemkolwiek Chałubiński mówił, choćby o rzeczach czysto naukowych, nie mających z sercem i uczuciem najmniejszego związku, zawsze jakaś dobroć, jakaś miłość ozłacała tak jego wysokie myśli, jak ciepłe promienie słońca ozłacają śniegi Giewontu. Był to rozum dobry — i zawsze dobry, drugiego przykładu takiego połączenia trzebaby chyba z latarnią Diogenesową szukać.
Za mało powiedziałem, że Chałubiński kochał ludzi. On kochał życie wogóle, w ludziach, zwierzętach, roślinach. Co można więcej powiedzieć o człowieku i lekarzu? Istniał w nim jakiś tajemniczy a nieprzeparty pociąg do wszystkich objawów życia, choćby najsłabszych, najlichszych. Doprawdy, bez głębokiego rozrzewnienia nie mogę sobie przypomnieć jednej — maluchnej napozór — okoliczności: oto ten dobry filozof, chory już, ledwie dźwigając nogi i wspierając się na kulach, wstawał rano, aby w tajemnicy przed służbą wypuszczać myszy z pułapek. Jest to drobiazg, ale w tym małym drobiazgu maluje się wielkie serce.
Czem Chałubiński był dla Zakopanego i górali, każdy wie, ale nie sądzę, aby było powszechnie wiadomem, że potrafił on być dobroczyńcą nietylko pojedyńczych ludzi i że cała okolica zawdzięcza mu poprawę bytu. Jak Minerwa darowała kiedyś Ateńczykom drzewo oliwne, tak Chałubiński pierwszy
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/355
Ta strona została uwierzytelniona.
— 344 —