Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.

w jednostajne szachownice, — wszystko to, zwłaszcza zmęczonemu nocą i drogą podróżnikowi, wydaje się dziwnie nudne. O godzinie ósmej świst lokomotywy oznajmił nam Berlin. Miasto nie podobało mi się niesłychanie. Przejeżdżałem przez nie z foksalu kistrzyńskiego na magdeburski: ponure, martwe jakieś i pomimo wspaniałości dziwnie pozbawione wdzięku i smaku, tak jak i ludzie, je zamieszkujący. Nie zatrzymywaliśmy się tu, bo nie było czasu — i po półgodzinnym spoczynku ruszyliśmy dalej. Droga takaż sama — płaszczyzna — też same wioski i pola. Nudno! ach! jak nudno! Dopiero od Magdeburga droga poczęła się ożywiać — grunt faluje się coraz bardziej; wzgórza piętrzą się wyżej — gdzie niegdzie na górze sterczą ruiny jakiegoś burgu; słowem — piękniej i weselej. Od Krajensen droga staje się śliczna...
...Co za bogaty kraj! Kominów fabrycznych lasy całe — wzgórza pokryte dębowemi lasami — tu i owdzie zwierciadło wód, wszędy piękność, zamożność, wesołość i swoboda. Nakoniec, dotarłszy do Elberfeld, podróżny widzi przed sobą prawdziwą panoramę, która znika mu z oczu razem z zachodzącem słońcem.
Do Kolonji przybyliśmy nocą i stanęli z tej strony Renu, na przedmieściu Deutz. Tu nocowaliśmy i spędziliśmy jeszcze dzień aż do ósmej. Zwiedziliśmy wszystko: katedrę, ogród zoologiczny, akwarjum i botanikę. Cudne miasto! W chwili, gdy to piszę, ciemno już — i za kwadrans ruszam. Noc