jące, mają pewną wielkość, — morze przechodzi nasze pojęcia wielkości; inne przedmioty mają kształt — morze nie ma kształtu, inne przedmioty mają barwę — morze nie ma barwy, inne mają granice — morze nie ma granic — słowem, morze, — jakkolwiek jest czemś materjalnem, wymyka się zarówno zmysłom, jak i umysłowi. Stąd pierwsze wrażenie jest jakby nieprzyjemne i przygniatające. Człowiek przymyka oczy i czuje się nicością. Powoli dopiero przyzwyczaja się do tego widoku i uczy się w nim orjentować. Dziś już i ja przyzwyczaiłem się, ale pierwszego dnia przeszedłem całą tę falę wrażeń, o których wspomniałem. Teraz widzę morze takiem, jakiem jest objektywnie, t. j. nieskończoną, wiecznie rozkołysaną i wiecznie szumiącą płaszczyzną zielonawego, to żółtawego, to błękitnego, to wreszcie nieokreślonego koloru. Płaszczyzna ta ucieka wdal przed okiem i zdaje się podnosić i formować jakby ogromne płaskowzgórze. Choćby ktoś stanął na najwyższym nawet brzegu, dal morza zdaje się zawsze być wyżej. Tak przedstawia się morze.
Na dydze wieje ciągle silny wiatr, którego nie czuć w głębi kraju. Wieje albo z morza albo z lądu. Powierzchnia wód nigdy nie bywa gładką — stawy nasze, rzeki i jeziora, tak czasem się uciszą i wygładzą, że zdają się spać. Wówczas to powierzchnia ich przedstawia się, jak zwierciadło, lub jak szyba szklanna, w której przegląda się całe niebo, a w nocy księżyc i gwiazdy. Morze przeciwnie: w dnie burzliwe
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/374
Ta strona została uwierzytelniona.