się w ten sposób z Hamburga do New Yorku, Bostonu, Baltimore lub innych portów amerykańskich. Ale też nędzny to i męczący sposób podróżowania. Każdemu jednak podróżnikowi polskiemu, jadącemu wygodnie pierwszą klasą, radzę, żeby przez samą ciekawość zajrzał pod pokład, zwłaszcza wieczorem w czasie burzy, gdy olbrzymie zwały wody przelewają się przez pokład, wicher rzuca okrętem, a powietrze, woda i ciemność zdają się być zmieszane w jeden chaos. Na iluż to statkach, zanim wzrok podróżnego oswoi się z półmrokiem, usłyszy słowa, szeptane przez wystraszone głosy i przez pochowane po kątach postacie — słowa w rodzinnej naszej mowie: „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko!“ Na pytanie:
— Ludzie, czyście z Polski? — ciemne owe postacie zerwą się, jakoby podrzucone tajemną jaką siłą, otoczą ze wszystkich stron podróżnika, a wzruszone i drżące od łez głosy zarzucą go pytaniami:
— Panie! wielmożny Panie, my z Polski. Czy pan także?
Gdy się ich spytać, z których stron, odpowiedź brzmi:
— Z pod Prusaka, z pod Austrjaka, z pod Moskala.
To nasza krew, kość z kości naszych — to nasze Mazury, Wielkopolanie i Ślązacy — jadą... dokąd?...
— Do Mameryki! — odpowie Mazur — do Frylandu! — objaśnia Ślązak.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/388
Ta strona została uwierzytelniona.