— A poco?
— Szukać chleba i woli, których w domu brakło.
Wkrótce jednak zaczną narzekać, bo żal im za swemi strzechami, pod któremi się urodzili. Namówił ich tam taki a taki ajent, któremu kompanja płaci procent od każdej ludzkiej sztuki. Ale oni nie wiedzieli, że to tak, że przez takie morza i odmęty trzeba przejeżdżać, że ich tak napakują pod pomost. Przytem w domu nie wiedzieli także, że się też z nikim nie będzie można rozmówić „po katolicku“. Co się z nimi stanie, nie wiedzą. Są na woli bożej, jak owe mewy, płynące w powietrzu za okrętem. Wszystko tu dla nich obce, począwszy od spiętrzonych gór wodnych, skończywszy na samym statku, na załodze. Huk śruby i łopotanie nocne żagli, targanych wiatrem, napełnia ich zabobonnym przestrachem, najwięcej jednak przeraża ich bezmiar oceanu. Nie wiedzą, jak zdać sobie sprawę tego wszystkiego co ich otacza. Są pod naciskiem czegoś nieznanego. Jednakże wszystkim tym obcym żywiołom, utrudzeniu, nudzie, pogardliwym żartom, niewygodom, nieznanym wrażeniom, strachom, przeciwstawiają swoją niewyczerpaną, bierną, pokorną cierpliwość chłopską i swoją wiarę w tę Marję Częstochowską o ciemnem obliczu a jasnej koronie, która im wśród tych nocy burzliwych i pustyni wodnej jest Gwiazdą Przewodnią...
Tymczasem upływają dni i noce. Okręt z dziobem, zwróconym na zachód, wspina się pracowicie
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.