z życiem, opuszcza zakład i poczyna pracować na własną rękę.
Ale instytucja ta, dająca chlubne świadectwo rozumowi i sercu Amerykanów, jest wielce niewystarczająca. Naprzód zakłady nie mogą pomieścić nawet połowy wszystkich potrzebujących przytułku emigrantów, po wtóre uczą tylko rzemiosł, tymczasem ludność napływowa, np. polska, przeważnie ciśnie się do roli. Przytem zakład taki jest rodzajem kurateli, jest poprostu domem zarobkowym. Mężczyźni, kobiety i dzieci pracują tam osobno, jak tego sam rodzaj ich zajęć wymaga — rodzina zatem nie może być razem. Dla tych powodów, przy znanym wstręcie naszych włościan do podobnych instytucyj, jak szpitale, domy zarobkowe i t. p., mała bardzo ich część z zakładów emigranckich korzysta.
Ale głównym powodem jest, że chłopi nasi nic o nich nie wiedzą. Zdarzyło mi się spotykać Polaków, zamieszkałych od kilku lat w Stanach Zjednoczonych, którzy o istnieniu working-housów emigracyjnych dowiadywali się po raz pierwszy, gdy z rozmowy wypadło — z moich ust. Domy emigracyjne nie mają, jak łatwo zrozumieć, swoich ajentów na wzór hotelowych, którzyby wyszukiwali w porcie nowo przybyłych.
A jednak — czy chłopi nasi nie przywożą do nowej części świata nic, coby mogło zapewnić im spokojne życie i pewny kawałek chleba? Przeciwnie. Przywożą przyzwyczajenie do przestawania
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/394
Ta strona została uwierzytelniona.