bez wszelkich trudności, budziło zarazem coraz gorętszą miłość do świata starożytnego.
Najsilniej pociągał mię, jako historyk, Tacyt. Wczytując się w Annale, niejednokrotnie czułem się kuszonym przez myśl przeciwstawienia w pracy artystycznej tych dwóch światów, z których jeden był potęgą rządzącą i wszechmocną machiny administracyjnej, — drugi reprezentował wyłącznie siłę duchową. Myśl ta pociągała mię, jako Polaka, przez swą ideę zwycięstwa ducha nad siłą materjalną; jako artystę, porywała mię przez wspaniałe formy, w jakie umiał przyoblekać się świat starożytny.
Siedm lat temu, podczas mego ostatniego pobytu w Rzymie, zwiedzałem miasto i okolice z Tacytem w ręku. Mogę śmiało rzec, iż sama myśl już była we mnie dojrzała; szło tylko o znalezienie punktu wyjścia. Kaplica Quo vadis, widok bazyliki św. Piotra, góry Albańskie, tre fontane — dokonały reszty.
Wróciwszy do Warszawy, rozpocząłem studja historyczne, które natchnęły mię jeszcze silniejszą miłością do zamierzonego dzieła.
Taka jest geneza Quo vadis. Wszystko, co Panu piszę, jest nadto krótkie i suche, ponieważ do tych motywów możnaby dodać jeszcze wiele innych, — me uczucia osobiste, wędrówki po katakumbach, przecudny krajobraz, który otacza zawsze miasto wieczne, akwedukty, widziane o wschodzie lub zachodzie słońca...
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/429
Ta strona została uwierzytelniona.