ska była też wprost fenomenalna. Wymawiając naprzykład na kazaniu: „Piotr i Paweł“, najbardziej grzmiąco i patetyczne wygłaszał spójnik i. Rzeczy religijne i kościelne kładł nam, jak łopatą, w głowę, a jeśli który z nas nie uważał, kręcił się lub hałasował w czasie wykładu, ksiądz przywoływał go do porządku następującem nagłem pytaniem:
— Czy cię ta bąki ćwiczą?
Albo:
— Zgrzebłem cię ta skrobią, że wierzgasz?
Miał jednak opinję uczonego, byłem przeto pewien, że jednem słowem potrafi rozproszyć moje wątpliwości. W tym celu wstałem pewnego dnia podczas wykładu i wyciągnąłem w górę dwa palce:
— Proszę księdza prefekta...
— Czego znów?
— A bo ja się chciałem spytać, jakim sposobem święty Jan Chrzciciel mógł być obecny w Polsce przy wskrzeszeniu Piotrowina?
— Blekotu się najadłeś, czy co?
— Nie, proszę księdza, tylko u Fary jest obraz, na którym święty Jan patrzy na świętego Stanisława, a że świętemu Janowi ucięli głowę tysiąc lat przedtem, więc nie rozumiem, jak to być mogło ?...
— To się go ta spytaj!
Między kolegami rozległ się śmiech, a ja siadłem zawstydzony i rozczarowany. Prefekt pomyślał jednak widocznie, że nie można na tem poprzestać, gdyż po lekcji zbliżył się do mnie i rzekł:
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/438
Ta strona została uwierzytelniona.