wygasłej wdzięczności. Taka była najpierwsza myśl wszystkich tu zebranych uczniów Szkoły Głównej takie pierwsze uczucie, którego jestem w tej chwili wyrazem.
To wam się od nas należy, albowiem winniśmy wam wdzięczność nietylko za te ziarna nauki, które rzucaliście w nasze umysły, ale i za ową zasadniczą, wysoką miłość ideałów, którą wszczepiliście nam w duszę, a dzięki której żaden z waszych wychowańców nie przeszedł nigdy tej granicy, poza którą rozpoczyna się od tych ideałów odstępstwo.
Kształciliście rozumy, ale kształciliście także charaktery. Wasza główna zasługa — to ten ogromny zastęp cichych pracowników, którzy w ciężkich nieraz warunkach życia wraz z umysłowym podnosili zarazem i moralny poziom społeczny, a pracując uporczywie, lubo bez rozgłosu i sławy — ni dla chleba, ni dla żadnych innych korzyści nie sprzeniewierzyli się duszy powszechnej.
Ten cichy, a niewzruszony, jak skała, zastęp wyście stworzyli. I cześć należy się wam za to, nietylko nasza, ale i powszechna.
A teraz patrzcie: szron ubielił włosy i waszych uczniów. Różne były ich losy i różna dola. Po tylu latach ubiegłych niejednemu może często przychodzi na myśl wiersz naszego wieszcza:
Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,