Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pierś, falująca pod złotą tuniką, i jej postać ukryta w białych fałdach peplum, upajały go coraz więcej. Wreszcie objął jej rękę powyżej kostki, jak to raz już uczynił w domu Aulusów i, ciągnąc ją ku sobie, począł szeptać drżącemi wargami:
— Ja ciebie kocham, Kallino... boska moja...
— Marku, puść mnie — rzekła Lygia.
On zaś mówił dalej z oczyma zaszłemi mgłą:
— Boska moja! — Kochaj mnie...
Lecz w tej chwili ozwał się głos Akte, która spoczywała z drugiej strony Lygii:
— Cezar patrzy na was.
Viniciusza porwał nagły gniew i na Cezara i na Akte. Oto słowa jej rozproszyły czar upojenia. Młodemu człowiekowi nawet przyjazny głos wydałby się w takiej chwili natrętnym, sądził zaś, że Akte pragnie umyślnie przeszkodzić jego rozmowie z Lygią.
Więc, podniósłszy głowę i spojrzawszy na młodą wyzwolenicę poprzez ramiona Lygii, rzekł ze złością:
— Minął czas Akte, gdyś na ucztach spoczywała obok Cezara, i mówią, że ci grozi ślepota, więc jakże możesz go dojrzeć?
A ona odpowiedziała jakby ze smutkiem:
— Widzę go jednak... On także ma krótki wzrok, i patrzy na was przez szmaragd.
Wszystko, co czynił Nero, wzbudzało czujność, nawet w jego najbliższych, więc Viniciusz zaniepokoił się, ochłonął — i począł spoglądać nieznacznie