Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w oba ramiona, i przyciągnąwszy jej głowę ku piersiom, począł, dysząc, rozgniatać ustami jej zbladłe usta.
Lecz w tejże chwili jakaś straszna siła odwinęła jego ramiona z jej szyi z taką łatwością, jakby to były ramiona dziecka, jego zaś odsunęła na bok, jak suchą gałązkę lub zwiędły liść. Co się stało? Viniciusz przetarł zdumione oczy i nagle ujrzał nad sobą olbrzymią postać Lyga, zwanego Ursusem, którego poznał w domu Aulusów.
Lyg stał spokojny i tylko patrzył na Viniciusza błękitnemi oczyma tak dziwnie, iż młodemu człowiekowi krew ścięła się w żyłach, poczem wziął na ręce swą królewnę i krokiem równym, cichym, wyszedł z tryklinium.
Akte w tej chwili wyszła za nim.
Viniciusz siedział przez mgnienie oka, jak skamieniały, poczem zerwał się i począł biedz ku wyjściu:
— Lygio! Lygio!..
Lecz żądza, zdumienie, wściekłość i wino podcięły mu nogi. Zatoczył się raz i drugi, poczem chwycił za nagie ramiona jednej z bahantek i począł pytać, mrugając oczyma:
— Co się stało?
A ona, wziąwszy krużę z winem, podała mu ją z uśmiechem w zamglonych oczach.
— Pij! — rzekła.
Viniciusz wypił i zwalił się z nóg.
Większa część gości leżała już pod stołem; inni