Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie mówiąc już o twem towarzystwie, które dla mnie jest szczęściem i rozkoszą...
Lecz Viniciusz przerwał mu niecierpliwie i począł wypytywać o szczegóły rozmowy z Ursusem. Jedna rzecz wykazywała się z nich jasno: to jest, że albo schronienie Lygii zostanie jeszcze tej nocy wykrytem, albo ją samą można będzie porwać w czasie drogi powrotnej z Ostrianum. I na tę myśl Viniciusza porywała szalona radość. Teraz, gdy miał niemal pewność, że Lygię odzyska i gniew przeciw niej i uraza, jaką dla niej żywił, znikły. Za tę właśnie radość darowywał jej wszystkie winy. Myślał tylko o niej, jak o drogiej i pożądanej istocie, i miał takie wrażenie, jakby po długiej podróży miała wrócić. Brała go ochota zwołać niewolników i kazać im przybrać dom w girlandy. Nie miał w tej chwili żalu nawet do Ursusa. Gotów był wszystko wszystkim przebaczyć. Chilo, do którego dotychczas, mimo jego usług, czuł pewien wstręt, po raz pierwszy wydał mu się człowiekiem zabawnym i zarazem niepospolitym. Rozjaśnił mu się dom, rozjaśniły się oczy i rozjaśniła twarz. Począł nanowo czuć młodość i rozkosz życia. Dawniejsze ponure cierpienie nie dało mu jeszcze dostatecznej miary, jak Lygię pokochał. Zrozumiał to dopiero teraz, gdy spodziewał się ją mieć. Pragnienie jej budziło się w nim, jak na wiosnę budzi się ziemia, przygrzana słońcem, ale żądze jego były obecnie jakby mniej ślepe i dzikie, a więcej radosne i tkliwe.