Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 265.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Czuł też w sobie energię bez granic i był przekonany, że gdy tylko zobaczy Lygię własnemi oczyma, wówczas nie odbiorą mu już jej wszyscy chrześcijanie całego świata, ani nawet sam Cezar.
Chilon jednakże, ośmielony jego radością, zabrał głos i począł dawać rady: Według niego, należało sprawy nie uważać jeszcze za wygraną i zachować jak największą ostrożność, bez której całe dzieło może pójść na nic. Zaklinał też Viniciusza, by nie porywał Lygii z Ostrianum. Powinni tam pójść w kapturach na głowach, z twarzami przysłoniętymi i poprzestać na przypatrywaniu się z jakiego mrocznego kąta wszystkim obecnym. Dopiero gdy ujrzą Lygię, najbezpieczniej będzie pójść za nią zdaleka, obaczyć, do którego domu wchodzi, a nazajutrz, o świcie, otoczyć go wielką siłą niewolników i zabrać ją w biały dzień. Ponieważ jest ona zakładniczką i należy właściwie do Cezara, zatem można to uczynić bez obawy prawa. W razie, gdyby jej nie znaleźli w Ostrianum, pójdą za Ursusem i skutek będzie ten sam. Na cmentarz z wielką liczbą ludzi udawać się nie można, łatwo bowiem mogliby zwrócić na siebie uwagę, a wówczas chrześcijanie potrzebowaliby tylko pogasić wszystkie światła, tak, jak to uczynili przy pierwszem porwaniu, i rozproszyć się lub pochowawć w ciemnościach, w kryjówkach, im tylko znanych. Natomiast trzeba się uzbroić, a jeszcze lepiej wziąć ze sobą ze dwóch ludzi pe-