Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 272.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kim krokiem, albowiem prócz radości, która zalewała mu duszę, trawiła go gorączka. Mówił sobie, że nazajutrz Lygia będzie w tym domu. Nie wiedział, jak z nią postąpi, czuł jednak, że jeśli go zechce kochać, to będzie jej sługą. Przypominał sobie upewnienia Akte, że był kochanym i wzruszał się do głębi. Więc będzie chodziło tylko o przezwyciężenie jakiegoś dziewiczego wstydu i jakichś ślubów, które widocznie nauka chrześcijańska nakazuje? Ale jeśli tak, to, gdy Lygia raz będzie w jego domu i ulegnie namowie lub przemocy, wówczas musi powiedzieć sobie: „stało się!“ i następnie będzie już powolną i kochającą.
Lecz wejście Chilona przerwało mu bieg tych błogich myśli.
— Panie — rzekł Grek — oto co mi jeszcze przyszło do głowy: nuż chrześcijanie mają jakoweś znaki, jakoweś „tessery“, bez których nikt nie będzie dopuszczony do Ostrianum? Wiem, że w domach modlitwy tak bywa i że takową tesserę dostałem od Euriciusza; pozwól mi więc pójść do niego, panie, rozpytać dokładnie i zaopatrzyć się w owe znaki, jeśli okażą się konieczne.
— Dobrze, szlachetny mędrcze — odpowiedział wesoło Viniciusz — mówisz, jak człek przezorny i należy ci się za to pochwała. Pójdziesz więc do Euriciusza lub gdzie ci się podoba, ale dla pewności zostawisz na tym oto stole tę sakiewkę, którą dostałeś.