Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

białych szmat, podartych na długie pasy, starzec zaś mówił do człowieka, który naciskał ramię Viniciusza:
— Glauku, jest-żeś pewny, że ta rana w głowie nie jest śmiertelna?
— Tak jest, cny Kryspie, — odpowiedział Glaukus — służąc, jako niewolnik, na flocie, a potem mieszkając w Neapolis, opatrywałem wiele ran i z zysków, jakie mi przynosiło to zajęcie, wykupiłem wreszcie siebie i swoich... Rana w głowie jest lekka. Gdy ten człowiek (tu wskazał głową na Ursusa) odebrał młodzieńcowi dziewczynę i pchnął go na mur, ów widocznie, padając, zasłonił się ręką, którą wybił i złamał, ale przez to ocalił głowę — i życie.
— Niejednego już z braci miałeś w swej opiece — odpowiedział Kryspus — i słyniesz jako biegły lekarz... Dlatego to posłałem po ciebie Ursusa.
— Który po drodze wyznał mi, iż jeszcze wczoraj gotów był mnie zabić.
— Ale pierwej, niż tobie, wyznał swój zamiar mnie — ja zaś, który znam ciebie i twoją miłość dla Chrystusa, wytłómaczyłem mu, że nie ty jesteś zdrajcą, ale ów nieznajomy, który go do zabójstwa chciał namówić.
— To był zły duch, ale ja wziąłem go za anioła — odrzekł z westchnieniem Ursus.
— Kiedyindziej opowiesz mi to, — rzekł Glaukus — ale teraz musimy myśleć o rannym.
I to rzekłszy, począł nastawiać ramię Vini-