Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł Kryspus — i wraz z wdową będzie miał pieczę nad tobą.
Viniciusz zmarszczył brwi jeszcze silniej.
— Uważ, stary człowieku, co powiem: — rzekł — winienem ci wdzięczność i wydajesz się dobrym i uczciwym człowiekiem, ale nie mówisz mi tego, co masz na dnie duszy. Ty się obawiasz, bym nie wezwał moich niewolników i nie kazał im zabrać Lygii? — Zali tak nie jest?
— Tak jest! — odrzekł z pewną surowością Kryspus.
— Tedy zważ, że z Chilonem będę rozmawiał przy was, i że przy was napiszę list do domu, iżem wyjechał — i że innych posłańców, jak wy, później nie znajdę... Rozważ to sam i nie drażnij mnie dłużej.
Tu wzburzył się i twarz skurczyła mu się z gniewu, poczem jął mówić w uniesieniu:
— Zaliś ty myślał, że ja się zaprę, iż chcę pozostać dlatego, by ją widzieć?... Głupiby odgadł, choćbym się zaparł. Ale przemocą nie będę jej więcej brał... Tobie zaś powiem co innego. Jeśli ona tu nie zostanie, to tą zdrową ręka pozrywam wiązania z ramienia, nie przyjmę jadła ni napoju — i niech śmierć moja spadnie na ciebie i na twoich braci. Czemuś mnie opatrywał, czemuś nie kazał mnie zabić?
I pobladł z gniewu i osłabienia. Lecz Lygia, która z drugiej izby słyszała całą rozmowę i która była