przy najlepszych wskazówkach, ale Ursusowi pomagał w takich razach instynkt człowieka leśnego, a zarazem i wielka znajomość miasta, tak, że po niejakim czasie znalazł się w mieszkaniu Chilona.
Nie poznał go jednak. Poprzednio widział go tylko raz w życiu i do tego w nocy. Wreszcie tamten wyniosły i pewny siebie starzec, który go namawiał do zamordowania Glauka, tak był niepodobny do tego zgiętego we dwoje ze strachu Greka, że nikt nie mógł przypuścić, iż obaj stanowią jedną osobę. Chilo też, pomiarkowawszy, że Ursus patrzy na niego, jak na człowieka zupełnie obcego, ochłonął z pierwszego przerażenia. Widok tabliczki z pismem Viniciusza uspokoił go jeszcze bardziej. Nie groziło mu przynajmniej podejrzenie, że wprowadził go umyślnie w zasadzkę. Pomyślał przytem, że chrześcijanie nie zabili Viniciusza widocznie dlatego, że nie ośmielili się podnieść ręki na osobę tak znakomitą.
— A zatem Viniciusz osłoni i mnie w potrzebie, — rzekł sobie w duchu — albowiem nie wzywa mnie przecie po to, by mnie dać zabić.
Nabrawszy więc nieco ducha, spytał:
— Dobry człowieku, zali przyjaciel mój, szlachetny Viniciusz, nie przysłał po mnie lektyki? — nogi mam popuchnięte i iść tak daleko nie mogę.
— Nie — odrzekł Ursus — pójdziemy piechotą.
— A jeśli odmówię?
— Nie czyń tego, gdyż pójść musisz.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 025.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.