Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Greka od Zatybrza, i znaleźli się przed domem. Serce Chilona poczęło znów bić niespokojnie. Ze strachu wydało mu się, że Ursus poczyna spoglądać na niego jakimś łakomym wzrokiem. „Mała mi pociecha — mówił sobie — jeśli mnie zabije niechcący, i wolałbym w każdym razie, aby go ruszył paraliż — a razem z nim i wszystkich Lygów, co daj Zeusie, jeśli potrafisz“. Tak rozmyślając zatulał się coraz mocniej w swoją gallicką gunię, powtarzając, iż boi się chłodu. Wreszcie, gdy, przebywszy sień i pierwsze podwórze, znaleźli się w korytarzu, prowadzącym do ogródka domku, zatrzymał się nagle i rzekł:
— Pozwól mi tchu nabrać, inaczej bowiem nie będę mógł rozmówić się z Viniciuszem i udzielić mu rad zbawiennych.
To rzekłszy, stanął — gdyż, jakkolwiek powtarzał sobie, że żadne niebezpieczeństwo mu nie grozi, jednakże na myśl, że stanie wśród tych tajemniczych ludzi, których widział w Ostrianum, nogi trzęsły się nieco pod nim.
Tymczasem z domku poczęły dochodzić uszu jego śpiewy.
— Co to jest? — pytał.
— Mówisz, żeś chrześcijaninem, a nie wiesz, że między nami jest zwyczaj po każdym posiłku wielbić Zbawiciela naszego śpiewaniem — odpowiedział Ursus. — Myriam z synem musiała już wrócić —