a może i Apostoł jest z nimi, codziennie bowiem nawiedza wdowę i Kryspa.
— Prowadź mnie wprost do Viniciusza.
— Viniciusz jest w tej izbie, gdzie i wszyscy, bo ta jedna jest większa, a zresztą same ciemne cubikula, do których tylko spać chodzimy. Wejdźmy już — tam odpoczniesz.
I weszli. W izbie było ciemnawo, wieczór był chmurny, zimowy, a płomień kilku kaganków niezupełnie rozpraszał mrok. — Viniciusz raczej domyślił się, niż rozeznał, w zakapturzonym człowieku Chilona, ten zaś, ujrzawszy łoże w rogu izby i na niem Viniciusza, ruszył, nie patrząc na innych, wprost ku niemu — jakby w przekonaniu, że przy nim będzie mu najbezpieczniej.
— O panie! czemuś nie słuchał moich rad! — zawołał, składając ręce.
— Milcz — rzekł Viniciusz — i słuchaj!
Tu począł patrzeć bystro w oczy Chilona i mówić zwolna, a dobitnie, jakby chciał, by każde jego słowo zrozumiane było jako rozkaz i zastało raz na zawsze w Chilonowej pamięci:
— Kroto rzucił się na mnie, by mnie zamordować i ograbić — rozumiesz! Wówczas zabiłem go, ci zaś ludzie opatrzyli rany, jakie otrzymałem w walce z nim.
Chilo odrazu zrozumiał, że, jeśli Viniciusz tak mówi, to chyba na mocy jakiegoś układu z chrześcijanami, a w takim razie chce, by mu wierzono.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 030.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.