Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jeżył mu znów włosy na głowie, był bowiem pewny, że Ursus wypadnie za nim i zabije go wśród nocy. Byłby uciekał ze wszystkich sił, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, po chwili zaś uczyniły się zupełnie bezwładne, albowiem Ursus istotnie stanął przy nim.
Chilo upadł twarzą na ziemię i począł jęczyć:
— Urbanie... w imię Chrystusa...
Lecz Urban rzekł:
— Nie bój się. Apostoł kazał mi wywieść cię za bramę, abyś nie zabłądził w ciemności, a jeślić sił brak, to odprowadzę cię do domu.
Chilo podniósł twarz.
— Co mówisz? co?.. Nie zabijesz mnie?
— Nie! nie zabiję cię, a jeślim chwycił cię zbyt silnie i nadwyrężył ci kości, to mi odpuść.
— Pomóż mi wstać — rzekł Grek. — Nie zabijesz mnie? co? Wyprowadź mnie na ulicę, dalej sam pójdę.
Ursus podniósł go z ziemi, jak piórko, i postawił na nogach, potem zaś prowadził przez ciemne przejście na drugie podwórze, z którego wychodziło się do sieni i na ulicę. W korytarzu Chilo powtarzał znów w duszy: „już po mnie“, i dopiero gdy znaleźli się na ulicy, ochłonął i rzekł:
— Dalej sam pójdę.
— Pokój niech będzie z tobą.
— I z tobą! i z tobą!.. Daj mi odetchnąć.
I po odejściu Ursusa odetchnął całą piersią. Rę-