Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

za oblubienicą, ale uczyń to dla mnie. Ja zabiorę je do mojej willi w Antium i będą mi cię przypominały.
Tu złożył ręce i jął powtarzać, jak dziecko, które prosi:
— Pomponia wróci w tych dniach, więc uczyń to, diva, uczyń, carissima moja!
— Niech Pomponia zrobi, jak zechce — odrzekła Lygia, płonąc na wspomnienie „pronuby“ jeszcze silniej.
I znów umilkli, gdyż miłość poczęła im tamować dech w piersiach. Lygia stała oparta plecami o cyprys, z twarzą bielejącą w cieniu nakształt kwiatu, ze spuszczonemi oczyma i falującą żywiej piersią, a Viniciusz mienił się na twarzy i bladł. W ciszy południowej słyszeli bicie własnych serc i w upojeniu wzajemnym ów cyprys, krzewy mirtowe i bluszcze letnika zmieniały im się w ogród miłości.
Lecz Myriam ukazała się we drzwiach i zaprosiła ich na południowy posiłek. Zasiedli wówczas wśród Apostołów, ci zaś patrzyli na nich z uciechą, jako na młode pokolenie, które po ich śmierci miało zachować i siać dalej ziarno nowej nauki. Piotr łamał i błogosławił chleb; na wszystkich twarzach był spokój i jakieś ogromne szczęście zdawało się przepełniać całą tę izbę.
— Patrz-że, — rzekł wreszcie Paweł, zwracając