Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 163.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i jak ręce mnie bolą od zdejmowania zwojów z kołków... Bo gdy się jest raz w ksiągarni, ciekawość bierze to i owo zobaczyć. Byłem u Awiruna, u Atraktusa na Argiletum, a przedtem jeszcze u Soziuszów na vicus Sandalarius. Na Kastora! jak mi się spać chce!...
— Byłeś na Palatynie, więc ja ciebie spytam, co słychać? Albo wiesz co? odeślij lektykę i puszki z książkami, a pójdź do mnie. Pomówimy o Antium i o czemś jeszcze.
— Dobrze — odrzekł Petroniusz, wysuwając się z lektyki. — Musisz przecie wiedzieć, że pojutrze wybieramy się do Antium.
— Skądżebym miał wiedzieć?
— Na jakim ty świecie żyjesz? A więc ja pierwszy zwiastuję ci nowinę? Tak! Bądź gotów na pojutrze rano. Groch na oliwie nie pomógł, chustka na grubym karku nie pomogła i Miedzianobrody ochrypł. Wobec tego niema mowy o zwłoce. Przeklina Rzym i jego powietrze, na czem świat stoi, radby go z ziemią zrównać, albo zniszczyć ogniem, i chce mu się morza jak najprędzej. Powiada, że te zapachy, które wiatr niesie z wązkich uliczek, wtrącą go do grobu. Dziś czyniono wielkie ofiary we wszystkich świątyniach, by mu wrócił głos — i biada Rzymowi, a zwłaszcza senatowi, jeśli prędko nie wróci.
— Nie byłoby po co jechać wówczas do Achai.
— Alboż nasz boski Cezar ten jeden tylko talent