Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a jam, Panie, rybak z jeziora! Co pocznę? i jakoż jego złość przezwyciężę?“
Tak mówiąc, wznosił swą siwą, drżącą głowę ku niebu, modląc się i wołając z głębi serca do swego Boskiego Mistrza, pełen smutku i trwogi.
A wtem modlitwę przerwał mu głos Lygii, która rzekła:
— Miasto całe, jak w ogniu...
Rzeczywiście słońce zachodziło dnia tego dziwnie. Ogromna jego tarcza zasunęła się już do połowy za Janikulskie wzgórze, cały zaś przestwór nieba napełnił się czerwonym blaskiem. Z miejsca, na którem stali, wzrok ich obejmował znaczne przestrzenie. Nieco na prawo widzieli wydłużone mury circus Maximus, nad nim piętrzące się pałace Palatynu, a wprost przed sobą, za Forum Boarium i Velabrum szczyt Kapitolu ze świątynią Jowisza. Ale mury, kolumny i szczyty świątyń były jakby zanurzone w ów blask złoty i purpurowy. Widne zdala części rzeki płynęły jakby krwią i w miarę, jak słońce zasuwało się coraz bardziej za wzgórze, blask czynił się coraz czerwieńszy, coraz do łuny pożaru podobniejszy, i wzmagał się, rozszerzał, aż wreszcie objął siedem wzgórz, z których zdawał się spływać na całą okolicę.
— Miasto całe, jak w ogniu — powtórzyła Lygia.
A Piotr przysłonił oczy ręką i rzekł:
— Gniew Boży jest nad niem.