Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zaświeciła radością. Viniciusz natomiast pobladł, sądząc, że Petroniusz, który nie upijał się nigdy, upił się tym razem.
A Nero począł pytać miodowym głosem, w którym drgała wszelako głęboko zraniona miłość własna:
— Co znajdujesz w nich niedobrego?
Petroniusz zaś napadł na niego.
— Nie wierz im — rzekł, wskazując ręką na obecnych — oni się na niczem nie znają. Pytasz, co niedobrego w twych wierszach? Jeśli chcesz prawdy, to ci powiem: Dobre są dla Wergiliusza, dobre dla Owidyusza, dobre nawet dla Homera, ale nie dla ciebie. Tobie nie wolno takich pisać. Ten pożar, który opisujesz, nie dość płonie, twój ogień nie dość parzy. Nie słuchaj pochlebstw Lukana. Jemu za takie same wiersze przyznałbym geniusz, ale nie tobie. A wiesz dlaczego? Boś większy od nich. Komu bogowie dali tyle, co tobie, od tego więcej można wymagać. Ale ty się lenisz. Wolisz sypiać po prandium, niż przysiedzieć fałdów. Ty możesz stworzyć dzieło, o jakiem świat dotąd nie słyszał, i dlatego w oczy ci powiadam: napisz lepsze!
I mówił to od niechcenia, jakby drwiąc, a zarazem zrzędząc, lecz oczy Cezara zaszły mgłą rozkoszy i rzekł:
— Bogowie dali mi trochę talentu, ale dali prócz tego więcej, bo prawdziwego znawcę i przyjaciela, który jeden umie mówić prawdę w oczy.