Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 240.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

widnokrąg i leżące po drugiej jej stronie Albanum. Viniciusz jednakże wiedział, że wydostawszy się na szczyt, obaczy nietylko Bowilę i Ustrinum, w których czekały na niego nowe konie, ale i Rzym, za Albanum bowiem ciągnęła się po obu bokach Appijskiej drogi równa, nizka Kampania, po której biegły ku miastu tylko arkady akweduktów i nic już nie zasłaniało widoku.
— Ze szczytu zobaczę płomienie — mówił sobie.
I poczynał znów smagać konia.
Lecz, zanim dobiegł do szczytu góry, uczuł na twarzy powiew wiatru i wraz z nim zapach dymu doszedł do jego nozdrzy.
A wtem i wierzchołek wzgórza zaczął się złocić.
— Łuna! — pomyślał Viniciusz.
Noc jednak bladła już od dawna, brzask przechodził w świt i na wszystkich poblizkich wzgórzach świeciły również złote i różowe blaski, mogące pochodzić zarazem od pożogi i od jutrzni. Viniciusz dobiegł do szczytu i wówczas straszliwy widok uderzył jego oczy.
Cała nizina pokryta była dymami, tworzącymi jakby jedną olbrzymią, leżącą tuż przy ziemi chmurę, w której znikły miasta, akwedukty, wille, drzewa, na końcu zaś tej szarej, okropnej płaszczyzny gorzało na wzgórzach miasto.
Pożar jednakże nie miał kształtu ognistego słupa, jak bywa wówczas, gdy się pali pojedyńczy, choćby