Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 251.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znawszy trybuna i augustianina, nie śmiał się rozkazowi sprzeciwić.
Viniciusz sam objął dowództwo oddziału i przepomniawszy na tę chwilę nauk Pawła o miłości bliźniego, parł i rozcinał przed sobą tłum z pośpiechem, zgubnym dla wielu, którzy na czas nie potrafili się usunąć. Ścigały ich przekleństwa i grad kamieni, lecz on nie zważał na to, pragnąc prędzej wydostać się na miejsca wolniejsze. Jednakże można się było posuwać naprzód tylko z największem wysileniem. Ludzie, którzy rozłożyli się już obozem, nie chcieli żołnierzom ustępować z drogi, klnąc na głos Cezara i pretorianów. W niektórych miejscach tłum przybierał groźną postawę. Do uszu Viniciusza dochodziły głosy oskarżające Nerona o podpalenie miasta. Grożono otwarcie śmiercią i jemu i Poppei. Okrzyki: „sannio“, „histrio“ (błazen, aktor), „matkobójca!“ rozlegały się dookoła. Niektórzy wołali, by go powlec do Tybru, inni, że dość Rzym okazał cierpliwości. Widocznem było, że groźby owe mogą się zmienić w bunt otwarty, który byle się znalazł przywódca, może lada chwila wybuchnąć. Tymczasem wściekłość i rozpacz tłumu zwracała się przeciw pretorianom, którzy i dlatego jeszcze nie mogli się z ciżby wydobyć, że drogę zagradzały całe stosy rzeczy wyniesionych naprędce z pożaru: skrzynie i beczki z żywnością, kosztowniejsze sprzęty, naczynia, kolebki dziecinne, pościel, wozy i nosze ręczne. Tu i owdzie przyszło do