Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wstań i pójdź ze mną — rzekł Piotr, biorąc za rękę młodego człowieka.
Viniciusz wstał. Przy świetle łuny widać było łzy, ściekające mu po pobladłej ze wzruszenia twarzy. Usta trzęsły mu się, jakby się modlił.
— Pójdźmy — rzekł.
Lecz Chilo znów powtórzył:
— Panie, co mam robić z mułami, które czekają? Możeby ten godny prorok wolał jechać, niż iść.
Viniciusz sam nie wiedział, co odpowiedzieć, lecz usłyszawszy od Piotra, że chata kopacza leży tuż, odrzekł:
— Odprowadź muły do Makryna.
— Wybacz, panie, że ci przypomnę dom w Amerioli. Wobec tego okropnego pożaru, łatwo zapomnieć o rzeczy tak drobnej.
— Dostaniesz go.
— O! wnuku Numy Pompiliusza, byłem zawsze pewny, ale teraz, gdy obietnicę usłyszał i ten wielkoduszny Apostoł, nie przypominam ci nawet tego, że przyrzekłeś mi i winnicę. Pax vobiscum. Ja cię odnajdę, panie. Pax vobiscum.
Oni zaś odpowiedzieli:
— I z tobą.
Poczem zawrócili obaj na prawo ku wzgórzom. Po drodze Viniciusz rzekł:
— Panie! obmyj mnie wodą chrztu, abym mógł się nazwać prawdziwym wyznawcą Chrystusa, gdyż miłuję Go ze wszystkich sił duszy mojej. Obmyj