Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest — odrzekł Viniciusz.
— Czy ty wierzysz, że teraz i dla mnie, to jest sprawa największej wagi. Muszę ją uwolnić wbrew Cezarowi i Tigellinowi. To jest jakby walka, w której zawziąłem się zwyciężyć, to jest jakby gra, w której chcę wygrać, choćby kosztem własnej skóry... Dzisiejszy dzień utwierdził mnie jeszcze w przedsięwzięciu.
— Niech ci Chrystus zapłaci!
— Obaczysz.
Tak rozmawiając, stanęli przed drzwiami willi i wysiedli z lektyki. W tej chwili jakaś ciemna postać zbliżyła się do nich i spytała.
— Czy tu jest szlachetny Viniciusz?
— Tak — odrzekł trybun — czego chcesz?
— Jestem Nazariusz, syn Myriamy: idę z więzienia i przynoszę ci wiadomość o Lygii.
Viniciusz oparł mu rękę na ramieniu i przy blasku pochodni począł mu patrzeć w oczy, nie mogąc przemówić ani słowa, ale Nazariusz odgadł zamierające na jego wargach pytanie i odrzekł:
— Żyje dotąd. Ursus przysyła mnie do ciebie, panie, aby ci powiedzieć, że ona w gorączce modli się i powtarza imię twoje.
A Viniciusz odrzekł:
— Chwała Chrystusowi, który mi ją wrócić może.
Poczem, wziąwszy Nazariusza, poprowadził go