Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To dobrze. Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, następnej nocy można ją będzie wynieść...
— Dzierżawca z ludźmi powinien być na świt.
— To krótka droga. Spocznij teraz.
Lecz Viniciusz ukląkł w swem cubikulum i począł się modlić.
O wschodzie słońca przybył z pod Corioli dzierżawca Niger, przywiódłszy ze sobą zgodnie z zaleceniem Viniciusza muły, lektykę i czterech pewnych ludzi, wybranych z pomiędzy niewolników brytańskich, których zresztą zostawił przezornie w gospodzie na Suburze.
Viniciusz, który czuwał całą noc, wyszedł na jego spotkanie, ów zaś wzruszył się na widok młodego pana i całując jego ręce i oczy, rzekł:
— Drogi, czyś chory, czy też zmartwienia wyssały ci krew z oblicza, albowiem ledwiem cię mógł na pierwsze wejrzenie rozpoznać?
Viniciusz zabrał go do wewnętrznej kolumnady, zwanej ksystem i tam przypuścił go do tajemnicy. Niger słuchał ze skupioną uwagą i na jego czerstwej, ogorzałej twarzy, znać było wielkie wzruszenie, nad którem nie starał się nawet zapanować.
— Więc ona jest chrześcijanką? — zawołał.
I począł patrzyć badawczo w twarz Viniciusza, a ten odgadł widocznie, o co pyta go wzrok wieśniaka, albowiem odrzekł.
— I ja jestem chrześcijaninem...