Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 196.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

było, gdybyśmy obaj pozostali w domu. Teraz jednak widzę, że mnie samemu niepodobna będzie usiedzieć... Zresztą, gdyby chodziło o ucieczkę, trzebaby zachowywać więcej ostrożności, ale skoro ją wyniosą jako umarłą, zdaje się, że nikomu najmniejsze podejrzenie nie przejdzie przez głowę.
— Tak! tak! — odpowiedział Viniciusz — ja muszę tam być. Sam ją wyjmę z trumny...
— Gdy raz będzie w moim domu pod Corioli, odpowiadam za nią — rzekł Niger.
Na tem skończyła się rozmowa. Niger udał się do gospody, do swoich ludzi. Nazaryusz, zabrawszy pod tunikę kiesę ze złotem, wrócił do więzienia. Dla Viniciusza rozpoczął się dzień, pełen niepokoju, gorączki, trwogi i oczekiwania.
— Sprawa powinna się udać, bo jest dobrze pomyślana — mówił mu Petroniusz. — Lepiej niepodobna było wszystkiego ułożyć. Ty musisz udawać strapionego i chodzić w ciemnej todze. Ale cyrków jednak nie opuszczaj. Niech cię widzą... Tak wszystko obmyślane, że nie może być zawodu. Ale! Wszakże jesteś zupełnie pewny twego dzierżawcy?
— To chrześcijanin — odrzekł Viniciusz.
Petroniusz spojrzał na niego ze zdziwieniem, poczem jął ruszać ramionami i mówić jakby sam do siebie:
— Na Polluksa! jak się to jednak szerzy! i jak się trzyma dusz ludzkich!... Pod taką grozą ludzie