Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 212.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Lud, który po uczcie, syt i rozweselony, wchodził z okrzykami do cyrku, umilkł, nie wiedząc, na którem ciele oczy zatrzymać i co myśleć. Nagość naprężonych kobiecych postaci przestała drażnić jego zmysły. Nie czyniono nawet zwykłych zakładów o to, kto prędzej skona, które czyniono zwykle, gdy na arenie zjawiała się mniejsza ilość skazanych. Zdawało się, że Cezar nudzi się także, albowiem, przekręciwszy głowę, poprawiał leniwym ruchem naszyjnik z twarzą ospałą i senną.
Wtem wiszący naprzeciw Kryspus, który przed chwilą oczy miał zamknięte, jak człowiek omdlały, lub konający, otworzył je i począł patrzyć na Cezara.
Twarz jego przybrała znów wyraz tak nieubłagany, a wzrok zapłonął takim ogniem, że augustianie poczęli szeptać między sobą, ukazując go palcami, a w końcu sam Cezar zwrócił na niego uwagę i ociężale przyłożył szmaragd do oka.
Nastała cisza zupełna. Oczy widzów utkwione były w Kryspa, który próbował poruszyć prawą ręką, jakby ją chciał oderwać od drzewa.
Po chwili pierś wzdęła mu się, żebra wystąpiły na wierzch i począł wołać:
— Matkobójco! — biada ci!!
Augustianie posłyszawszy śmiertelną obelgę, rzuconą panu świata wobec tysiącznych tłumów, nie śmieli oddychać. Chilo zmartwiał. Cezar drgnął i wypuścił z palców szmaragd.