Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 227.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chwała Chrystusowi! ale nie budź jej, panie.
Viniciusz, klęcząc, wpatrywał się w nią przez łzy. Mimo mroku, mógł odróżnić jej twarz, która wydała mu się bladą, jak alabaster, i wychudzone ramiona. I na ten widok ogarnęła go miłość, podobna do rozdzierającego bólu, wstrząsająca duszą do ostatnich głębin, a zarazem tak pełna litości, czci i uwielbienia, że, padłszy na twarz, począł przyciskać do ust brzeg płaszcza, na którym spoczywała ta droga mu nad wszystko głowa.
Ursus przez długi czas patrzył na niego w milczeniu, nakoniec jednak pociągnął go za tunikę.
— Panie — spytał — jak się dostałeś — i czy przychodzisz ją ocalić?
Viniciusz podniósł się i przez chwilę jeszcze walczył ze wzruszeniem.
— Wskaż mi sposób! — rzekł.
— Myślałem, że ty go znajdziesz, panie. Mnie jeden tylko przychodził do głowy...
Tu zwrócił oczy ku okratowanemu otworowi, poczem, jakby odpowiadając sam sobie, ozwał się:
— Tak!... Ale tam są żołnierze...
— Setnia pretorianów — odpowiedział Viniciusz.
— Więc — nie przejdziemy!
— Nie!
Lyg potarł czoło ręką i zapytał powtórnie:
— Jak tu wszedłeś?
— Mam tesserę od dozorcy „Cuchnących dołów“...