Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 270.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powinieneś mu brać za złe, albowiem i tobie zależy na tem, by te szaleństwa ustały.
— Nie mnie, ale Viniciuszowi — rzekł Petroniusz. — Ze względu na Viniciusza, chciałbym ocalić jedną dziewczynę, ale nie mogę, bom wypadł z łask Ahenobarba.
— Jakto? Czy nie spostrzegasz, że Cezar znowu zbliża się do ciebie i poczyna z tobą rozmawiać? I powiem ci, dlaczego. Oto wybiera się znów do Achai, gdzie ma śpiewać pieśni greckie własnego układu. Pali się do tej podróży, ale zarazem drży na myśl o szyderczym usposobieniu Greków. Wyobraża sobie, że może go spotkać albo największy tryumf, albo największy upadek. Potrzebuje dobrej rady, a wie, że lepszej od ciebie nikt mu nie może udzielić. To powód, dla którego wracasz do łask.
— Lukan mógłby mnie zastąpić.
— Miedzianobrody nienawidzi go i zapisał mu śmierć w duszy. Szuka tylko pozoru, bo on zawsze szuka pozorów. Lukan rozumie, że trzeba się śpieszyć.
— Na Kastora! — rzekł Petroniusz. — Być może. Ale miałbym jeszcze jeden sposób prędkiego wrócenia do łask.
— Jaki?
— Oto powtórzyć Miedzianobrodemu to, coś przed chwilą do mnie mówił.
— Ja nic nie powiedziałem! — zawołał z niepokojem Scewinus.