Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 333.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słońce już zaszło i zmierzch ogarnia mi głowę. Innemi słowy, ja muszę umrzeć, carissime.
Nie warto o tem mówić długo. Tak musiało się skończyć. Ty, który znasz Ahenobarba, z łatwością to zrozumiesz. Tigellinus mnie zwyciężył, a raczej nie! To tylko moje zwycięstwa dobiegły końca. Żyłem, jak chciałem, i umrę, jak mi się podoba.
Nie bierzcie tego do serca. Żaden bóg nie obiecał mi nieśmiertelności, więc nie spotyka mnie rzecz niespodziana. Przytem ty mylisz się, Viniciuszu, twierdząc, że tylko wasze bóstwo uczy umierać spokojnie. Nie. Świat nasz wiedział przed wami, że, gdy ostatnia czara wychylona, czas odejść, spocząć, i umie to jeszcze czynić pogodnie. Plato powiada, że cnota jest muzyką, a życie mędrca harmonią. Jeśli tak jest, to umrę, jak żyłem, cnotliwie.
Chciałbym twą boską małżonkę pożegnać jeszcze słowy, któremi powitałem ją niegdyś w domu Aulusów: „Różnym ja się, przeróżnym napatrzył narodom, a równej tobie nie znam“.
Więc jeśli dusza jest czemś więcej, niż mniema Pyrron, to moja zaleci do was po drodze na krańce Okeanosa i siędzie przy waszym domu w postaci motyla, albo, jak wierzą Egipcyanie, krogulca.
Inaczej przybyć nie mogę.