Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 337.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem znawca patrzy na boski posąg, który wyszedł z pod dłuta mistrza.
— Eunice — rzekł do niej — czy ty wiesz, że oddawna już nie jesteś niewolnicą?
A ona podniosła na niego swoje spokojne, błękitne, jak niebo oczy, i poczęła zaprzeczać ruchem głowy.
— Jestem, panie, zawsze — odrzekła.
— Lecz może tego nie wiesz — mówił dalej Petroniusz — że ta willa i ci niewolnicy, którzy tam wiją wieńce, i wszystko co w niej jest, i pola i stada, należą od dziś do ciebie.
Eunice, usłyszawszy to, odsunęła się nagle od niego i głosem, w którym zabrzmiał nagły niepokój, zapytała:
— Czemu mi to mówisz, panie?
Następnie zbliżyła się znów i poczęła patrzeć na niego, mrugając z przerażenia oczyma. Po chwili twarz jej stała się blada, jak płótno, on zaś uśmiechał się ciągle, i wreszcie rzekł jedno tylko słowo:
— Tak!
Nastała chwila milczenia, tylko lekki powiew poruszał liśćmi buku.
Petroniusz mógł istotnie sądzić, że ma przed sobą posąg, wykuty z białego marmuru.
— Eunice! — rzekł — chcę umrzeć pogodnie.
A dziewczyna, spojrzawszy nań z rozdzierającym uśmiechem, wyszeptała
— Słucham cię, panie.