Boski Sen ukoił Ateny, i w ciszy głuchej można było nieledwie usłyszeć oddech śpiącego miasta. Blask księżyca pogrążył, jakby w rozlewnej, srebrnej i sennej kąpieli, wzgórza, Akropol, świątynie, lasy oliwne i kępy czarnych cyprysów. Ucichły fontanny, zasnęły straże scytyjskie przy bramach, zasnęło miasto, zasnęła okolica.
Wśród głębokiej nocy czuwał tylko młody Diokles — i, wsparłszy czoło na stopach posągu Pallady, bielejącego w ogrodach Akademji, objął ramionami nogi bogini i wołał:
— Ateno, Ateno! ty, która niegdyś zjawiałaś się widocznie oczom ludzkim, usłysz mnie! zmiłuj się nade mną! wysłuchaj mojej modlitwy!
I, oderwawszy czoło od marmurowych nóg Dziewicy, wzniósł oczy ku jej twarzy, którą rozświecał w tej chwili wąski promień księżyca, lecz odpowiedziało mu milczenie. Nawet, zwykły w godzinach nocnych, lekki powiew od morza ucichł i żaden liść nie poruszał się na drzewach.
Więc serce wezbrało w chłopcu żalem niezmiernym, a żal ów począł mu spływać łzami po cudnej twarzy.
— Ciebie jedną chcę czcić i wysławiać nad wszystkie bogi — błagał dalej — ciebie jedną, pa-