uważył nawet, że zasłona, gdy ją wypuścił z rąk, zmieniła się w białego łabędzia i uleciała w dal mroczną.
I stał długo przed Prawdą — znów jakby w półśnie, — oderwany od życia, wyniesion w zaświatowe przestwory, próżen ziemskich myśli, z nieznanej istności nieznaną moc czerpiący i uciszony w sobie.
— O jasna! — mówił — o wieczysta! — o duszo świata!...
∗ ∗
∗ |
Dotrzymał złożonej przed bóstwem przysięgi. Był bogaty, więc, gdy nieraz przechadzał się z rówieśnikami, czy to w ogrodzie Akademosa, czy po drodze, wiodącej na Akropol, czy wśród lasów oliwnych między miastem a portem, przyjaciele zwracali się ku niemu ze zdziwieniem i wyrzutami.
— Dioklesie! — mówili — ojciec twój nagromadził skarbów bez miary, a ty rządzisz niemi dowolnie. Czemu to nie wyprawiasz nam uczt wspaniałych, takich, jakie dla młodych Ateńczyków wyprawiał bogom podobny Alcybiades? Dlaczego gardzisz biesiadną rozmową, tańcem, głosem formingi i cytry? Czyś się do cyników zapisał, że nie dbasz nawet o dom własny i komnat nie zdobisz, jak taki pan zdobić je powinien? Rozważ, że i bogactwo jest darem bogów, którego nie wolno odrzucać.
A Diokles odpowiadał im pytaniem:
— Powiedzcie mi, zali Prawdę można kupić nawet za wszystkie skarby króla perskiego?
Więc niektórzy nie szczędzili mu przygan, ale byli i tacy, którzy mniemali, że wyrośnie z niego mędrzec wielki, większy może od wzniosłego Platona.